31 maja 2009

Z kamerą wśród zwierząt

Zaobserwowałam, że jako jedyny domownik wchodzę do kuchni normalnie.
M wchodzi na pokornego - żeby wejść, musi się najpierw schylić. Nie, nie mieszkamy w Kingsajzie ani w kopalni soli w Wieliczce, po prostu jest niewymiarowym chudo-długim bambusem i kupowanie spodni to droga krzyżowa po sklepach, a wszystkie łóżka są według niego produkowane dla karzełków.
Paprochy natomiast do kuchni wchodzą na Jackie Chana - pędzą biegiem i na skręcie wskakują na ścianę, odbijają się pod kątem, co zmienia trajektorię lotu i lądują już w kuchni i jeszcze w podskokach. Zadowolone przy tym jak dziecko przeskakujące kałuże.
Więc mieszkam sobie z żyrafem i dżakiczanami. Niezłe zoo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz