25 grudnia 2009

Moc truchleje


Nawet umiem zamigać "Wesołych świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego nowego roku".
Bóg (w formie "bożego") wygląda trochę jak Wrocław, a trochę jak jeszcze.

Więc święta. Upływają pod znakiem czterech kotów. Si, CZTERECH. Moje dwie mieszczki plus dwa wsiowe chłopaki na ojcowiźnie. Szaleństwo.
Demon zwany również Panem Pikusiem zrobił sobie kuwetę z donicy. Poza tym jest niekwestionowaną duszą towarzystwa. Towarzystwo od razu zauważa, kiedy dusza śpi, bo jest to jedyny czas bez dzikich galopów i zaczepiania wszystkiego, co się rusza albo przynajmniej zwisa czy potencjalnie jest zdolne do turlania.
Pandzia nie odstępuje swojej idolki choinki podpijając jej co rusz wodę, bo przecież woda dla jodły (w stojaku) smakuje o wiele lepiej, niż woda dla kota (w miseczce).
Z Fili wszyscy się znowu śmieją. A że brzuch jej dynda, a że uszy za duże, a że w oczach tęsknota za rozumem. Ja jej dzielnie bronię, za co w nocy przychodzi się wkulnąć pod kołdrę grzać mi klatę.
Kazik jak zwykle ma wszystko w nosie i olewa rozentuzjazmowaną dzieciarnię. Generalnie wygląda, jakby już nic w życiu nie mogło go zdziwić. Czasem tylko dla sportu wymieni kilka chwytów zapaśniczych z Panem Pikusiem w odpowiedzi na nieustające ataki tej małej czarnej pchły na jego szanowny ogon.

Bombki na razie dają radę, ale na wszelki wypadek na samym dole wiszą te nietłukące z brokatem. W związku z tym koty się błyszczą.

O północy inwentarz nie powiedział ani słowa. Wszystkie egzemplarze zaspały.

8 grudnia 2009

Rocznica


- No to podsumuj te trzy lata...

- To były bardzo dobre trzy lata.
- A teraz tak, żebym uwierzyła.
- To były naprawdę bardzo dobre trzy lata. Wielu rzeczy się nauczyłem.
- O! A czego?
- No na przykład, że talerze trzeba myć z obu stron, a nie z jednej...