4 września 2009

Biesy

Niedźwiedziowe kupy na szlaku. Pnie poorane misiowymi pazurami. Poranna rosa na namiocie. C i s z a. Mleczna droga każdego wieczora. Odciski i głęboka świadomość istnienia ścięgna Achillesa. Skoki pod niebo. TAKIE widoki. Orły nad głową. Ogniska. Świerszcze, koty i hucuły.
Po raz szósty się przekonuję, jak bardzo chcę tam mieszkać...



Dla odmiany od dziewięciogodzinnych maratonów z pełnym ekwipunkiem po bieszczadzkich lasach spędzamy cały jeden dzień w bacówce. Na szczęście od rana pada, więc mamy pretekst. Jedyna wycieczka, jaką robimy tego dnia, to zejście do wioski po gazety. Poza tym herbata, błogosławione nicnierobienie, spokój i rekonwalescencja dolnych kończyn.


A jak gazety się kończą, to gramy w statki.

- Które mi już zatopiłeś?
- Trzy jednomasztowce, trójmasztowca, dwa dwumasztowce, ...

- DWA dwumasztowce?

- No.

- Które?

- F1-G1, ...

- Tę dwójkę na F1-G1 mi zatopiłeś?!

- A co, to był twój ulubiony?