17 maja 2009

Robale

Sezon na robale oficjalnie rozpoczęty. Wczoraj wpadła w odwiedziny pierwsza mucha. Jakaś taka zapasiona i zdezorientowana, chyba zeszłoroczna. Pewnie przesiedziała całą zimę zabunkrowana gdzieś na balkonie, po czym jako pierwszy punkt wiosennej wyprawy wybrała na swoje nieszczęście jaskinię lwa. A nawet dwóch lwów. Bo paprochy zainteresowały się nią w stopniu bardzym, błyskawicznie odrywając się od swoich pracochłonnych obowiązków typu mycie tylnej łapki w pozycji jogina.
Obcy na ich terenie. Mniejszy, mobilny i bogaty w białko, co znaczy, że należy go unicestwić. Najpierw jednak zmaltretować. Dopiero jak nie będzie już skłonny do hasania, można go w ostateczności skonsumować. Niestety mucha pokrzyżowała paprochom mordercze plany zaczepiania jej do utraty skrzydeł, bo po pierwszym ataku schowała się do małej dziury przy podłodze. Paprochy przez dobry kwadrans tkwiły w hipnotycznym bezruchu pyszczkami skierowane w stronę pobzykującej dziurki. Kilka prób wciskania kończyn do środka też nie poskutkowało (pazur się zmieszczał co najwyżej), więc zawiedzione poszły do kuchni najeść się chrupków.

Dziś natomiast zarejestrowano odwiedziny większego kalibru - potwór pt. ćma zataczał kręgi wokół lampy pod sufitem, a kręgi tej samej średnicy zataczały paprochy, tylko po podłodze. No i dobra, niech się pobawią - zgasiliśmy światło, więc ćma obniżyła pułap i to był największy błąd jej ćmiego życia. Bo chwilę potem, po metodycznym ataku morderców o aparycji puchatych niewiniątek, czołgała się po ziemi i był to początek końca. Jak zdalnie sterowane autko sunęła w agonalnych zakrętach między ośmioma śmiercionośnymi łapkami byle dalej, acz na oślep, a paprochy nie dawały jej szans na ratunek.


Ja tam robali nie lubię, nie mam nic przeciwko likwidacji egzemplarzy, które mi do mieszkania imigrują, byle tylko paprochom nie zaszkodziły na żołądek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz