23 stycznia 2011

Preludium

O dziadkach chciałam napisać. Z powodu dnia dziadka. Ale w dzień ów byłam zajęta wielokilometrowymi spacerami po mrozie, z finałem o czwartej nad ranem. W dodatku M trzeba było ciągnąć za rączkę, bo trzeszczał, że łomatko, ja już nie mogie. A drugą rączkę miał zajętą dźwiganiem opakowanego talerza. Bo go wcześniej biczował w towarzystwie starego Greka, z którego to powodu razem z resztą swoich popapranych kamratów mieli od tygodnia mokre majty ze szczęścia.
A dzień następny, czyli dzisiejszy zarezerwowany był/jest na sen, rekonwalescencję, suszenie majtów i rysowanie misiów.
Wskutek powyższych zawirowań odcinek o dziadkach wyemitowany zostanie w najbliższej przyszłości.
Odbiór.

2 komentarze:

  1. a gdziwe wyjscie wielokilometrowo szli?

    OdpowiedzUsuń
  2. miasto mamy spore, jest gdzie łazić. a czasem bywa tak, że nocny właśnie uciekł, a na taryfę zabrakło...

    OdpowiedzUsuń