1 października 2009

Teletubisie

W środku nocy przypomniało mi się, że koleżanka z podstawówki ma urodziny, więc poszłam jej złożyć życzenia. Akurat wychodzili od niej wszyscy goście. Jak sobie poszli, chciałyśmy wjechać windą na górę do mieszkania, ale winda się urwała i spadałyśmy kupę czasu w mokrą i ciemną czeluść śmierdzącą piwnicą. Po spadnięciu i wyjściu z windy na wielki plac zasypany szarym pyłem okazało się, że w całym kraju jest skażenie chemiczne i jedyny sposób na przeżycie polega na założeniu specjalnego kombinezonu. Gdzieniegdzie na tym mrocznym placu leżały gromadnie te kombinezony, a że było ich trochę mniej niż ludzi, to wszyscy się na nie rzucali w rozpaczy, że nie starczy. I teraz najważniejsze: kombinezony były w kształcie... Teletubisiów. NIE WIEM czemu. Wielkie napuchacone jak Sigma i Pi kombinezony z olbrzymimi łbami Teletubisiów, w które każdy człowiek wciskał swoją małą główkę i zapinał się szybko i szczelnie na zamek. Kombinezony miały różne kolory, ale podobno najbezpieczniejszy był żółty, dlatego miał największe wzięcie. I teraz czas się przyznać: w trosce o swoje zdrowie i życie ukradłam komuś żółtego teletubisia i zapakowałam się w niego. Ale to była sytuacja zagrożenia, poza tym TAK, był to sen, więc mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone i nie pójdę do piekła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz