31 maja 2009

Z kamerą wśród zwierząt

Zaobserwowałam, że jako jedyny domownik wchodzę do kuchni normalnie.
M wchodzi na pokornego - żeby wejść, musi się najpierw schylić. Nie, nie mieszkamy w Kingsajzie ani w kopalni soli w Wieliczce, po prostu jest niewymiarowym chudo-długim bambusem i kupowanie spodni to droga krzyżowa po sklepach, a wszystkie łóżka są według niego produkowane dla karzełków.
Paprochy natomiast do kuchni wchodzą na Jackie Chana - pędzą biegiem i na skręcie wskakują na ścianę, odbijają się pod kątem, co zmienia trajektorię lotu i lądują już w kuchni i jeszcze w podskokach. Zadowolone przy tym jak dziecko przeskakujące kałuże.
Więc mieszkam sobie z żyrafem i dżakiczanami. Niezłe zoo.


29 maja 2009

Złanoc

Koszmary mam. Wrzeszczę przez sen zestawem dźwięków nieartykułowanych. No bo kurde – albo mi się śni hospicjum dla kotów, albo że mnie ktoś opryskuje obsikaną wodą z kibla. No i jak mam się z krzykiem nie budzić?
Po fakcie muszę być natychmiast doprzytulona, więc mój osobisty gołstbaster wybudza się w trybie nagłym ze swego snu sprawiedliwych (w czym efektywnie pomagają mu okrzyki z innego wymiaru) i pełni swą powinność. Nawet skutecznie.
Dobrze, że przynajmniej nie lunatykuję.

27 maja 2009

Śmierć ponurakom

Wyjątkowo zdradziłam rower. Bo pada, czy coś tam. Wsiadam do tramwaju - same ponuraki, norma. Ponurak ze słuchawkami, ponurak zza gazety, ponurak z siatą, ponurak bez siaty, ponurak wystukujący esemesa. Ja jestem trochę mniejszy ponurak, bo mam różowe rajstopy akurat, chociaż i przynajmniej.
A w tramwaju ponuraki słyszą głosy...
Był już Turnau, który mnie zapewniał, że było mu przyjemnie być moim przewodnikiem na tej trasie. Była Dymna, która przystanki zapowiadała taką barwą głosu, jakby prezentowała wyszukane afrodyzjaki. No i był też Globisz, który "Powstańców Wielkopolskich" mówił mniej więcej jak "Wtem na skraju lasu pojawił się potwór z bagien".
A teraz głosy zmieniły się w dziecięce! Małe bączki seplenią do mikrofonu, a wszystkie ponuraki uśmiechają się pod nosem. No bo jak tu się nie uśmiechać, kiedy się słyszy "Następny psystanek - Hala Talgowa".

Dzień dziecka blisko, chyba o to chodzi. Gińcie ponuraki.

20 maja 2009

Ćmuszki

No nie wierzę! To, że ja mam pierdolca na punkcie paproszków i gadam do nich jak do dzieci, to akurat fakt powszechny i nowość żadna. Że M też się do nich ciećka i nazywa siebie tatusiem - też już nie dziwne. Ale że nawet jego rodzice (widząc paprochy pierwszy raz w życiu) artykułują z siebie kaskady zdrobnień i zafascynowani wieczornym polowaniem na ćmy przemawiają z rozkoszą do łapserdaków skaczących po kuchni w szale nagonki na robactwo: "Szukaj ćmuszki, no gdzie ta ćmuszka?" albo "A czyj to ogonek?"...!
Świat się kończy, ludzie się rozmiękczają, paprochy i tak mają wszystko w swoich puchatkowatych pupach, ćmy w panice kołują pod sufitem, a ja... nanoszę na misterną mapę lokale, które od dawna nie istnieją - taką mam superfuchę, że łojezu.


19 maja 2009

Dlaczego się spóźniam do pracy

Fila ma nowe hobby. Na dźwięk budzika przybiega, wskakuje mi na klatę i błyskawicznie zasypia. Albo przynajmniej udaje, że śpi. Po siedmiu minutach zadrzemkowany budzik odzywa się na nowo, mała się przeciąga, robi MIŁ, zmienia pozycję i śpi dalej.
Dlatego się do pracy spóźniam.
Bo mija kolejne siedem minut i kolejne, ale nie mogę przecież tak po prostu
strzepnąć paprocha i sobie wstać. Zwłaszcza że uruchamiają jej się trybiki, a w odpowiedzi na pytanie "no co?" daje mi noska w noska.
Pożreć to za mało.

17 maja 2009

Robale

Sezon na robale oficjalnie rozpoczęty. Wczoraj wpadła w odwiedziny pierwsza mucha. Jakaś taka zapasiona i zdezorientowana, chyba zeszłoroczna. Pewnie przesiedziała całą zimę zabunkrowana gdzieś na balkonie, po czym jako pierwszy punkt wiosennej wyprawy wybrała na swoje nieszczęście jaskinię lwa. A nawet dwóch lwów. Bo paprochy zainteresowały się nią w stopniu bardzym, błyskawicznie odrywając się od swoich pracochłonnych obowiązków typu mycie tylnej łapki w pozycji jogina.
Obcy na ich terenie. Mniejszy, mobilny i bogaty w białko, co znaczy, że należy go unicestwić. Najpierw jednak zmaltretować. Dopiero jak nie będzie już skłonny do hasania, można go w ostateczności skonsumować. Niestety mucha pokrzyżowała paprochom mordercze plany zaczepiania jej do utraty skrzydeł, bo po pierwszym ataku schowała się do małej dziury przy podłodze. Paprochy przez dobry kwadrans tkwiły w hipnotycznym bezruchu pyszczkami skierowane w stronę pobzykującej dziurki. Kilka prób wciskania kończyn do środka też nie poskutkowało (pazur się zmieszczał co najwyżej), więc zawiedzione poszły do kuchni najeść się chrupków.

Dziś natomiast zarejestrowano odwiedziny większego kalibru - potwór pt. ćma zataczał kręgi wokół lampy pod sufitem, a kręgi tej samej średnicy zataczały paprochy, tylko po podłodze. No i dobra, niech się pobawią - zgasiliśmy światło, więc ćma obniżyła pułap i to był największy błąd jej ćmiego życia. Bo chwilę potem, po metodycznym ataku morderców o aparycji puchatych niewiniątek, czołgała się po ziemi i był to początek końca. Jak zdalnie sterowane autko sunęła w agonalnych zakrętach między ośmioma śmiercionośnymi łapkami byle dalej, acz na oślep, a paprochy nie dawały jej szans na ratunek.


Ja tam robali nie lubię, nie mam nic przeciwko likwidacji egzemplarzy, które mi do mieszkania imigrują, byle tylko paprochom nie zaszkodziły na żołądek.

14 maja 2009

Nocne ciastko

Ciemna noc, paprochy zasnęły synchronicznie w momencie zgasu światła, my pogadalim horyzontalnie i też już prawie śpimy.
Ale byłoby zbyt piełknie.

- Jestem głodna.

- Ja też. Śpij już.
- Głodna jestem, muszę coś zjeść!
- O nie, to ja specjalnie dla ciebie zrezygnowałem z kolacji, żeby być w łóżku szybciej.
- No nie zasnę jak jestem głodna.
- Śpij.
No dobra, może zasnę jednak, tak mi się wychodzić nie chce spod kołdry. No i paprochy się mogą rozbudzić, a wtedy to koniec. Jedna owca, druga owca, trzecia owca... W życiu, kurde! Wyskakuję z łóżka, biegnę do kuchni, wpycham ciastko do buzi, przybiegam z powrotem, wskakuję pod kołdrę, pięć sekund.
- Co ty robisz?
- ...
- Gdzie byłaś?
- ...
- Jadłaś coś!
- ...
- CIASTKO ZJADŁAŚ!
Hehe, loooser, ja mam ciastko, a ty nie. Pełną buzię ciastka.
- I co, może pójdziesz zęby umyć drugi raz?
Kręcę głową, że nie. (Nie mogę mówić, bo mam ciastko w buzi.)
- Czy ty nie oglądałaś "Było sobie życie"?! Jak się je słodkie, a potem nie myje zębów, to spadają takie worki cukru i te robaki je rozładowują i tak się psują zęby!
Najpierw długo cisza....... i wtedy zaczynam chrupać moje ciastko.
To był zamierzony efekt. Rozpocząć hałaśliwe miażdżenie szczękami w najlepszym momencie.

No, mogę mówić.
- Nie robaki, tylko bakterie. Jak moi współlokatorzy z Łaziennej.

Bo przez jakiś czas na studiach wynajmowałam mieszkanie z parą, która była podobna do tych dwóch złych bakterii z "Było sobie życie".

(A potem i tak wstałam jeszcze raz, żeby sobie kanapkę zrobić...)

13 maja 2009

Czapątek


Bloga będę pisać.
Ale obciach.