6 lipca 2012

Hurtem


A potem była jesień i wybraliśmy nowy widok z okna.

A potem była zima i trzeba się było chować pod kocyk.

A potem była wiosna, całkiem smakowita.
I pierwsze święta spędzone poza domem. Dom za to przyjechał do mnie i byliśmy chyba jedynymi trzymaczami koszyka, który zawierał barana Z MASŁA. Prawdziwy, rzeźbiony wielkopolski baran na wycieczce w małopolskiej zagrodzie wśród mutantów z cukru i ciasta.



A potem spadł śnieg! Bardziej wyglądał jak łupież, no ale jednak - śnieg w kwietniu. Globalne oziębienie.

A potem znowu postawiliśmy na widoki i majówkę spędziliśmy wśród górskich farm w Lazio. Z hamakami, wodospadami i źrebakami.


A potem było dalej.


3 komentarze:

  1. Ależ się rozpędziła! Ciastka widzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie, wielkanocny baranek na gwiazdkowym pierniczku, cóż za mezalians.

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam podróże...na twój blog;)

    OdpowiedzUsuń